Fałszywe pojmowanie miłości

Wyznacznikiem bycia dobrym człowiekiem (patrz: godnego miłości), zdawało się być do niedawna ofiarne wypruwanie żył dla najbliższych, nazywane potocznie życiem według Boga i ludzi. Uwierzyliśmy, że na miłość trzeba zasługiwać, gdyż rodzimy się grzeszni. Zadajmy sobie po raz kolejny trud głębszej analizy, czy rzeczywiście na miłość da się zasłużyć, czy na miłość trzeba zasługiwać i ponad wszystko, kto uzurpował sobie prawo wydawania przepustki do upragnionego raju.

źródło: Pixabay

Bez podważania lub faworyzowania jakiej kolwiek religii czy ideologii, pragnę dzisiaj drogi czytelniku zainspirować Cię do spojrzenia na zagadnienie miłości z takiej perspektywy, jak spojrzeć można na nasionko i drzewo. Nawet największe i najbardziej majestatyczne drzewo powstało z maleńkiego nasionka. Który etap rozwojowy drzewa jest bardziej godny miłości i uwagi? Może powiesz, że z drzewa większy pożytek. Ale czy powstałoby ono z pominięciem stadium nasionka? Przyłóżmy tę analogię do człowieka i źródła, od którego pochodzi.

Pozwolę sobie stwierdzić, że nawet zagorzały ateista czuje w swoim jestestwie, że jakaś większa inteligencja zarządza wszechświatem. I choć tak wiele wyobrażeń na temat Boga, to jednak bardziej pozostajemy zajęci sposobami zasługiwania na Jego miłość, niż dostrzeżeniem, że w swej esencji jesteśmy czystą miłością, tak jak źródło naszego pochodzenia.

Gdzie zatem popełniamy błąd? Skąd tyle niemiłości przekazywanej z pokolenia na pokolenie? Moim zdaniem wynika to z faktu nieprawidłowego rozumienia, czym jest miłość.

U podstaw prawidłowego rozumienia miłości leży źródło naszego pochodzenia. Wszyscy, bez względu na pozornie dzielące nas różnice, mamy w sobie boski pierwiastek. Można powiedzieć owo nasionko. W pakiecie z nasionkiem każdy z nas otrzymał wolną wolę. Tylko od Ciebie zależy, co wyrośnie z Twojego nasionka! Jeśli będziesz pamiętał, że nikt nie jest w stanie oddzielić Cię od źródła miłości i tym samym warunkować Twoją przydatność jako człowieka, to z Twojego nasionka ma szansę wyrosnąć majestatyczne drzewo. Jeśli nadal będziesz wierzył, że jaki kolwiek człowiek, religia, ideologia, politycy, autorytety czy inni wielcy tego świata, decydują o twojej wartości jako człowieka, staniesz się jedynie karłowatym krzakiem.

Przypomnij sobie siebie z dzieciństwa, gdy jeszcze czułeś, że Twój duch nie został złamany. Przypomnij sobie siebie, gdy buntowałeś się w chwilach, gdy inni niedojrzali dorośli, na siłę wkładali Cię w matrycę bycia grzecznym i prawym. Przypomnij sobie siebie z dzieciństwa, jak spontanicznie i niewzruszenie, z naturalną gracją i błyskiem w oku wyrażałeś to, kim jesteś. Widać było w Tobie i we mnie źródło pochodzenia, ten piękny boski pierwiastek. To jest ten zachwyt nad pachnącym, miękkim, radosnym, pełnym niewzruszonej obecności dzieckiem, którego duch nie jest jeszcze złamany. Dorosły człowiek poraniony przez fałszywy obraz miłości, po prostu wykoleił się z boskiej matrycy.

Chyba już rozumiesz, skąd tyle lęku, chorób, cierpienia, zawiści i desperackiego poszukiwania przynależności do czego kolwiek, do kogo kolwiek, kto uzna naszą najgłębszą potrzebę istnienia, potrzebę bycia czystą miłością. Chyba już rozumiesz, że w praktyce oznacza to, że czas na przywrócenie sobie prawdziwego imienia, na zakończenie tego przedstawienia, które wyczerpało ilość fałszywych ról w tym teatrzyku?

Co Ty na to, aby od tej chwili zrzucić z siebie wszystko, co nie przynależy do Twojej prawdziwej tożsamości. Będzie to z początku bolesne i zawstydzające, wszak zapomniałeś jak to jest być sobą. Nie bój się przez chwilę być wygnany na pustynię swojego życia. Jedynie tam masz szansę spotkać się ze sobą samym bez koncepcji na siebie. Nie układaj siebie ze starych klocków. Porzuć wszystko, co czujesz, że przeszkadza Ci być sobą prawdziwym. Wtedy naturalnie, będąc przez chwilę gołym, wypłynie z Ciebie prawdziwe imię. Rozpoznasz ten stan poprzez brak przymusu udowadniania czego kolwiek. Rozpoznasz ten stan poprzez stawanie się na nowo w swoim wnętrzu tym pachnącym i radosnym dzieckiem, z błyskiem w oku i niewzruszoną obecnością.

Gdy staniesz się na nowo sobą prawdziwym, takim jak zaprojektował Cię Stwórca, nie będziesz miał potrzeby zmiany rzeczywistości, porzucisz oczekiwania względem innych, gdyż będziesz wewnętrznie odżywiany przez kontakt ze źródłem. O takiej wodzie żywej mówił Jezus do Samarytanki poturbowanej przez fałszywe źródło miłości.

Jak odzyskać swoje prawdziwe imię i połączyć się z jedynym źródłem miłości? Zacznij od wyjścia na swoją pustynię. Stań się przez chwilę goły (bez koncepcji na siebie powodowanej wymogami świata zewnętrznego), a naturalnie zacznie kiełkować Twoje prawdziwe nasionko!

notifications_none

Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

clear